małomiasteczkowość vs. wielki świat

Ostatnio bardzo dużo myślę. O tym skąd jestem, kim jestem i jak udało mi się dojść do punktu w którym obecnie się znajduje. Doszłam do wielu ciekawych wniosków, a w szczególności do jednego, którym chciałabym się z Wami podzielić. Tak jak na tych wszystkich spotkaniach w kółku. Cześć, jestem Ola. Mam 23 lata i niczego w swoim życiu nie żałuje. A już na pewno nie tego, że wyprowadziłam się ze swojego rodzinnego miasta. 



Od zawsze mieszkałam w małym mieście. Moje życie kręciło się wokół mojego i pobliskiego osiedla. Rzadko wychodziło gdzieś dalej. Dom, szkoła, znajomi. Nic ciekawego. Nie można zrobić nic innego, bo wszyscy wszystko o Tobie wiedzą, a jeśli nie to na pewno szybko się dowiedzą. Chociaż nie jestem z tych osób co imprezują i piją na umór, to i tak zawsze słyszałam, że trzeba się zachowywać, bo co ludzie powiedzą. Małomiasteczkowość. Dusiło mnie to i chyba od zawsze chciałam żyć w dużym mieście. 


Ostatnio doszłam do wniosku, że o tym kim i gdzie kiedyś będziesz tylko pozornie decydujemy sami. Zwłaszcza jeśli pochodzimy z małego miasta czy wsi. Decyduje o tym nasza rodzina, znajomi, nasze otoczenie. I dopiero wtedy gdy będziemy mieli na tyle odwagi, żeby się od tego odciąć zaczniemy sami tworzyć nasze życie. Bardzo lubię moje miasto i wszystkich, którzy w nim pozostali ale dopiero przeprowadzka otworzyła mi oczy. 

W Krakowie mieszkam już prawie dwa lata. To miasto nauczyło mnie, że nie jest ważne co ludzie powiedzą. Tutaj nikt o to nie dba. Każdy jest indywidualny, każdy żyje swoim życiem. Nie czyimś.  Jeśli założysz potargane spodnie nikt nawet nie zwróci na to uwagi. Jeśli wracając z imprezy za głośno będziesz śpiewał na ulicy, następnego dnia nikt nawet o tym nie będzie pamiętał. Nie ma "co ludzie powiedzą". Żyjesz jak chcesz, bo masz takie prawo. 

W dużym mieście każdy jest anonimowy.  Choć na początku nie mogłam się do tego przyzwyczaić. W moim dawnym mieście bardzo lubiłam życzliwych sąsiadów, obdarzanie się uśmiechem, wymienianie "dzień dobry" na ulicy. Tutaj mi tego brakuje, choć z czasem  anonimowe twarze mieszkańców w końcu stają się znajome. 

Tutaj nie musisz brać ślubu przed 25. rokiem życia, bo inaczej każdy będzie się zastanawiał czy coś jest z Tobą nie tak. Nie musisz od razu rodzić dziecka,bo każdy tak robi. Zastanawiać się co wypada, a co nie. Twoje życie leży tylko i wyłącznie w twoich rękach i nie kończy się na pieluchach i pracy w warzywniaku. Możesz być kim chcesz. Spełniać marzenia. Skoczyć na bungee, podróżować, zrobić tatuaż, robić wszystko o czym marzyłeś jako dzieciak. I życie jest jakby prostsze. 

Kiedy poszłam na studia, nie od razu opuściłam rodzinny dom. Ale już to bardzo dużo mi dało. Poznałam nowy, inny świat. Inny sposób życia. Inną ludzką mentalność. Poszerzyłam horyzonty. Poznałam wiele nowych ludzi. Zobaczyłam, że można żyć inaczej. Oczywiście żałuję wszystkich znajomości, które zostawiłam w dawnym mieście. Wiele już się skończyło, za kilkoma nadal tęsknie. Ale każda nowo poznana osoba tutaj czegoś mnie nauczyła, coś mi pokazała, czymś zainspirowała. Na wiele spraw już nie patrzę przez pryzmat małomiasteczkowości. Bo tutaj ja jestem ważna, nie inni obcy ludzie. Oni za mnie życia nie przeżyją, muszę to zrobić sama. I to tak, żeby mi się podobało. Nie innym. Prawda?

20 komentarzy:

  1. Też wychowywałam się w małym mieście i na swój sposób to kochałam. Wydaje mi się, że jest to kwestia charakteru. Uwielbiałam mijać znajome twarze, panie z warzywniaka itp dawało mi to pewne poczucie przynależności. Jednak od 3 lat ciągle podróżuję, mieszkając w różnych zakątkach świata, to pokazało mi jak fajnie jest żyć w wielkim mieście. Najbardziej chyba podoba mi się właśnie ta anonimowość. Mogę jechać rowerem, głośno śpiewając, popełniać błędy bez obaw krytyki, robić co mi się podoba ;D
    Tym samym jednak mam ogromny sentyment do malutkiego miasta, w którym dorastałam.

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, bo swoje rodzinne miasto też bardzo lubię. I mam sentyment. W Krakowie najbardziej brakowało mi właśnie znajomych twarzy pań z warzywniaka, pogawędek z panią z piekarni czy wymiany zwykłym uprzejmości. Ale z czasem i na to przyszła tu pora. Duże miadto za to dało mi zupełnie inne myślenie i dystans do wielu sprae. Łącznie z małomiasteczkowością.

      Usuń
  2. Pochodzę z Wrocławia, tu się urodziłam, wychowałam i nadal mieszkam, więc to o czym piszesz znam jedynie z opowieści innych osób.
    Wszystko to działa dokładnie tak jak opisujesz, sami musimy podjąć decyzję jak chcemy żyć, nie licząc się z opinią innych osób, którym zawsze będzie wydawać się, że wiedzą lepiej. Tak jak wspomniałaś nikt za nas życia nie przeżyje, skoro za nas nie umrą nie mają prawa za nas żyć :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Prawda. Sama nie raz marzę o opuszczeniu miasta i zacząć studia w całkiem innym miejscu, gdzie nikt nie będzie mi się przyglądał i szeptał za plecami. Nikt za nas życia nie przeżyje, jedynie my później będziemy żałować.

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja żyję w malutkim mieście i bardzo mi ta ''małomiasteczkowość'' odpowiada, nie lubie dużych miast bo czuje się tam obco. Naprawdę nieczego nie żałujesz w swoim życiu? Ja niestety wielu rzeczy, ale nauczyły mnie one dużo:) Mimo wszystko zazdro, ze mieszkasz w Krakowie. Bardzo chcialabym zwiedzić to miasto.
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie;)))
    (recenzentka-ksiazek.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wychodzę z założenia, że nie wolno niczego w życiu żałować dlatego też tak robię. Nie ma co żałować, czasu się nie cofnie. A wszystko według mnie, dzieję się po coś.

      Usuń
  5. ja od zawsze meiszkam w dużym mieście i paradoksalnie tęskno mi do małych miejscowości... wiadomo że o pracę tam trudno i wszyscy się znają ale tam jest tak swojsko...

    OdpowiedzUsuń
  6. Mieszkam na wsi i jakoś nie przeszkadza mi mała społeczność. Po prostu nie zaprzątam sobie głowy tym, co myślą inni i robię wszystko w swojemu. Wszystkim i tak się nie dogodzi, a ludzie zawsze będą gadać.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nigdy nie mieszkałam w małym miasteczku. Od początku byłam przyzwyczajona do większego miasta i powiem Ci... dobrze mi tak. Będąc młodszą zawsze mówiłam, że chciałabym się przeprowadzić na wieś, gdzie nie wiele jest ludzi. Ale z wiekiem zrozumiałam, że nie czułabym się tam dobrze :)
    Kraków, tak blisko mnie!
    Miłego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I wzajemnie! Musimy się spotkać kiedyś gdzieś w połowie drogi :)

      Usuń
  8. ja od urodzenia mieszka w większym miescie ;)

    Zapraszam:
    unnormall.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Duże miasta mają też swoje minusy, ale oczywiście to, co opisujesz, jest zdecydowanym plusem.

    OdpowiedzUsuń
  10. Mieszkam w małym mieście, ale chyba jeszcze nie odczułam skutków małomiasteczkowości. Fakt, wszelkie plotki się szybko rozpowszechniają i to chyba jedyna wada. Jednak czeka mnie przeprowadzka i mam nadzieję, że życie w dużym mieście też mi się spodoba.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja mieszkam w małym miasteczku i faktycznie wszyscy wszystko wiedzą i gdzie się nie ruszę tam zawsze ktoś znajomy się natrafi. Pamiętam jak mama pojechała na wakacje, a pewna pani z bloku na przeciwko rejestrowała kto do mnie przychodzi, kto wychodzi i o której. To było mega wkurzające.. Dalej tutaj mieszkam, ale już nie przywiązuje do tego większej uwagi. Jak ktoś nie ma swojego życia, interesuje się innymi i w sumie jest mi żal tej osoby :)

    Od zawsze marzyłam, żeby mieszkać w Krakowie. Nie tylko dlatego, że tam mogłabym być anonimowa, ale mega podoba mi się te miasto. Chociaż nie wiem czy do końca udałoby mi się zaklimatyzować w tak dużym mieście. Tym bardziej przy mojej słabej orientacji w terenie musiałabym chodzić wszędzie z nawigacją haha :D

    A co do działeczki to faktycznie, fajna sprawa. Brat ma działke praktycznie na końcu miasta. Spokój cisza, fajnie. Ja mam też swoją, troszkę dalej bo 3km ode mnie, ale jest strasznie... zaniedbana. Nie mam ani siły, ani zbytnio czasu żeby na porzadnie się nią zająć. Z roku na rok obiecuje sobie, że ją odpicuje, ale nie wychodzi :(

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja osobiście też wolę moje miasto studenckie - Gliwice nie są aż takie duże jak Kraków i ludzie tutaj bardziej zwracają uwagę na ludzi, ale lepsze i tak to jest od mojego Wodzissławia Śl., w którym mam wrażenie, że każdy się na mnie gapi - dosłownie... I mam świadomość, że dużo osób może mnie tam znać... A ja nie lubię rzucać się w oczy.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja przez prawie całe swoje życie mieszkałam w.małej miejscowości i obiema rękami mogę się podpisać pod Twoim postem, właśnie tak jest jak piszesz.

    Od trzech lat mieszkam w dość sporym mieście i czuje ta wolność i swobodę, gdzie ludzie wychodzą czasem w piżamach do sklepu i nikogo to nie obchodzi bo każdy ma swoje życie.

    OdpowiedzUsuń
  14. Trzy lata mieszkałam w Poznaniu i początkowo ta anonimowość była przytłaczająca, z czasem jednak człowiek przywyknie i można znaleźć wiele jej zalet. :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Wychowałam się w małym mieście a na "dojrzałe" życie chcę osiąść na wsi :) duże miasta nie są dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Ja całe życie mieszkałam na wsi, a rok temu na studia przeprowadziłam się do Warszawy. I ogólnie mam odczucia bardzo zbliżone do Twoich. Kocham moją miejscowość, ale dużo lepiej czuję się w mieście. :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Moje rodzinne miasto nie jest bardzo duże, ale jednak wychodząc gdzieś do centrum, da się rozpoznać kilkanaście twarzy, pełno znajomych ze wszystkich szczebli szkół. I wiadomości wbrew pozorom bardzo szybko się rozchodzą. Nie widzę swojej przyszłości tutaj, nie chciałabym tu zostawać, ale z drugiej strony nie wyobrażam sobie całego życia w Krakowie, gdzie na czas studiów się przenoszę. To miasto jest już dla mnie za duże, zbyt hałaśliwe i przez dwa lata nie mogłam się do tego przyzwyczaić. Kto wie, gdzie mnie życie zaprowadzi :)

    Pozdrawiam!
    miniifluff

    OdpowiedzUsuń

Miło mi, że tu jesteś. Zostaw ślad po sobie, a na pewno zaglądnę też do Ciebie.